Akwarystyczne skandale

Pielęgnica papuzia

Marzenna Kielan

 

Czy tego chcemy, czy nie, pielęgnice papuzie na stałe zdaje się zadomowiły się sklepach akwarystycznych i zbiornikach hobbystów. Mimo ściśle utrzymywanej tajemnicy, jaka osłania pojawienie się na naszej planecie tych Franken-fish, jak czasem bywają nazywane, coraz więcej informacji na ich temat dociera do tak zwanego szerokiego grona czytelników. .

 

Każdy, kto kiedykolwiek miał okazję odwiedzić Wielką Brytanię i zetknął się z jej mieszkańcami, na pewno zorientował się, że neutralnym, często poruszanym w rozmowie tematem, zarówno ze znajomymi, jak i nieznajomymi Brytyjczykowi osobami, jest pogoda. Dlatego też omawianiu pogody i słownictwa związanego z tym tematem, poświęcony jest zawsze jeden z najobszerniejszych działów każdej szanującej się publikacji przeznaczonej do nauki języka angielskiego. Zupełnie odmiennie do Brytyjczyków, na ogół unikających tematów „gorących”, zachowują się Polacy, którzy w każdym miejscu i o każdej porze dnia gotowi są na podjęcie żarliwej dyskusji dotyczącej polityki. Im częściej mam okazję to obserwować, tym chętniej spotykam się z przyjaciółmi, z którymi można porozmawiać także i o czymś innym, mniej denerwującym, choćby o podróżach, ogrodach czy sztuce. W czasie ostatniego z takich spotkań, kiedy z niewielkim przymrużeniem oka rozprawialiśmy o płynnej granicy pomiędzy rzeczywistą wartością a zwykłą bufonadą w nowoczesnej sztuce, usłyszałam bardzo ciekawą opinię, która ku mojemu własnemu zaskoczeniu, stała się myślą przewodnią do napisania tego artykułu.

 

Kiedy skandal jest sztuką

Nic nie przyciąga publiczności bardziej skutecznie niż skandal. Wystarczy, żeby nudnawa nieco wystawa napiętnowana została przez choćby niewielki skandal, aby jej popularność gwałtownie wzrosła. Tak stało się choćby z głośną już ekspozycją Piotra Uklańskiego, zatytułowaną „Naziści”, gdzie spektakularną rolę odegrał znany aktor Daniel Olbrychski i jego szabla, którą artysta porąbać raczył obrazoburcze fotografie. Jeszcze ciekawiej zaprezentowała się jednak wystawa Julity Wójcik, która przez kilka dni obierała w galerii warszawskiej „Zachęty” ziemniaki. Dyskusja, jaka rozgorzała w wyniku tego wydarzenia z pewnością nie zaszkodziła artystce, co przyznać tu muszę z pewnym przekąsem. Myślę wręcz, że sprawiła, iż jej nazwisko jest dziś w wielu kręgach znaczniej lepiej rozpoznawalne. Jak to się jednak wszystko ma do akwarystyki, która przecież jest tematem przewodnim naszego miesięcznika? No cóż, skandal jest przecież nie tylko siłą napędową sztuki. Równie dobrze posłużyć się nim może każda inna dziedzina życia.

 

Choćby i akwarystyka.

W regularnych odstępach czasu pojawiają się na akwarystycznych grupach dyskusyjnych pytania dotyczące pielęgnicy papuziej. Najczęściej dotyczą one jej łacińskiej nazwy, której znajomość pozwoliłaby pytającemu na znalezienie przynajmniej kilku bogatych w poszukiwane informacje stron. Odpowiedzi są zwykle oszczędne, lakoniczne, czasem wręcz lekko agresywne… Każdy średnio zaawansowany akwarysta wie, że przeciw obecności pielęgnicy papuziej w sprzedaży przytoczyć można przynajmniej kilka poważnych argumentów. Wydawałoby się, że są one na tyle ważkie, aby popyt na te pielęgnice skutecznie spadał. Nic bardziej mylnego – im więcej mówi się na ten temat, im bardziej drastyczne opinie pojawiają się w wypowiedziach, tym większe zainteresowanie budzi papuzia wśród potencjalnych nabywców. Cóż jest takiego w pielęgnicy papuziej, co przyczynia się do utrzymania jej sprzedaży na stałym poziomie? To prawda, że pielęgnice papuzie są rybami bardzo rozumnymi, ale przecież takich pielęgnic jest wcale nie mało – papuzia nie jest tu wyjątkiem. Prawdą jest także, że wiele pielęgnic papuzich jest bardzo intensywnie wybarwionych, ale także i tutaj nie mamy do czynienia ze zjawiskiem niespotykanym – wystarczy przyjrzeć się pyszczkom z jeziora Malawi. Tym, co naprawdę urzeka akwarystów w pielęgnicy papuziej jest atmosfera skandalu, jaka ją otacza. Bo papuzia tak czy siak, jest akwarystycznym skandalem.

 

„Monstrum” czy „Wenus”?

Trudno jest pisać na temat urody pielęgnicy papuziej. „De gustibus non disputantum est”, jak wszyscy dobrze wiemy i nie takie „dziwadła” jak papuzia spotkać można wśród mieszkańców rozległych, podwodnych przestrzeni. Wystarczy przyjrzeć się bliżej niektórym organizmom morskim. Nie grzeszą urodą ani skorpeny, ani mureny, a przecież i tak znajdzie się wielu entuzjastów, którzy gotowi będą walczyć zajadle na słowa udowadniając po raz kolejny iż, „nie to ładne co ładne, ale to co się komu podoba”.

Omijając więc nieco trudny temat dotyczący oceny urody pielęgnicy papuziej, uznajmy iż jest ona kontrowersyjna i nie przez wszystkich postrzegana jednakowo.

Warto jest jednak pamiętać, że wiele (choć nie wszystkie) zaskakujących, trudnych do zaakceptowania z punktu widzenia estetyki człowieka, cech wyglądu niektórych stworzeń, podyktowanych jest zwykle przez specyficzne warunki naturalne, w jakich przyszło im żyć. Często spełniają więc one bardzo istotne zadania, pozwalające demonstrującym je zwierzętom żyć na obszarze swojego habitatu bezpieczniej i zdobywać pokarm lub partnera bardziej efektywnie. Cech takich pozbawione są natomiast wszelkie „twory sztuczne”, ot, choćby takie właśnie jak pielęgnica papuzia, której niewielki otwór gębowy czy silnie wysklepiony grzbiet, nie służą właściwie niczemu, nawet wyścigowi podyktowanemu przez reguły doboru płciowego.

Tak czy siak, istotne z punktu widzenia środowiska, czy też nieistotne, ma i pielęgnica papuzia swoje charakterystyczne cechy, wśród których z pewnością jedną z najbardziej widocznych jest kształt pyska. Pysk ten do złudzenia przypomina dziób ptaka i u „prawdziwej” papuziej pozostaje wiecznie niedomknięty. W sposób istotny przeszkadza to rybie w prawidłowym rozdrabnianiu pokarmu i właściwie tylko silnym mięśniom gardła zawdzięczać może papuzia brak problemów z trawieniem. Drugą, nie mniej rzucającą się w oczy a także ważną, z punktu widzenia komfortu życia, cechą jest wygięty w łuk, zdeformowany kręgosłup. Z niektórych doniesień wynika, że taki jego kształt, może czasem stać się przyczyną deformacji organów wewnętrznych, zwłaszcza pęcherza pławnego. Osobniki z nieprawidłowo zbudowanym pęcherzem pławnym mogą wykazywać problemy z zanurzaniem oraz utrzymaniem wygodnej pozycji. Trzeba tu jednak uczciwie przyznać, że większości papuzich ten problem nie dotyczy. Kolejną, zauważalną cechą jest wielkość oczu pielęgnic papuzich. Ryby te mają bodajże największe, najbardziej „przemawiające” do człowieka oczy, spośród wszystkich ryb, jakie kiedykolwiek widziałam. To te właśnie, błyszczące, zielonkawe oczy są często przyczyną głośnych zachwytów ludzi, po raz pierwszy podziwiających papuzie w sklepowym akwarium.

Pielęgnice papuzie dostępne obecnie w handlu występują w wielu rożnych kolorach. „Prawdziwe” papuzie powinny jednak demonstrować intensywnie złoto-pomarańczowy kolor z niewielką domieszką różu widocznego na gardle oraz za głową (samce). Samice są zwykle mniejsze co jednak wcale nie znaczy, że małe. Pielęgnice papuzie to ryby stosunkowo duże i w pełni dorosłe osobniki osiągają do 20 – 25 cm długości.

Wśród papuzich zdarzają się jednak, tak jak i wśród ryb innych gatunków, morfy, czyli inne odmiany barwne. I nie mam tu na myśli jaskrawo zielonych, niebieskich, żółtych, czy fioletowych ryb, które są po prostu barwione, a jedynie te okazy, które swoje barwy zawdzięczają naturze, o ile w ogóle o naturze jest tu stosowne pisać. Wśród „naturalnie” ubarwionych osobników znaleźć można także ryby fioletowe, czerwone, czarne, białe, biało-czarne, czerwono-czarne a także srebrno nakrapiane.

Prawdziwą ciekawostką są wśród papuzich osobniki pozbawione płetw ogonowych. Sercowaty kształt ciała nie przeszkadza jednak bezogonowym papuzim poruszać się równie sprawnie co i osobnikom wyposażonym w tę część ciała. Cecha taka zdarza się jednak niezwykle rzadko i dlatego też sercowate papuzie sprzedawane są bardzo drogo.

Osobną grupę pielęgnic stanowią ryby niesłusznie uznawane za papuzie. W języku angielskim nazywane są często Jelly Beans lub Bubble Gums a genezy tej nazwy należy zapewne upatrywać w ich landrynkowych, „słodkich” barwach (w jęz. ang.: jelly beans – żelki, bubblegum – guma balonowa). Pielęgnice te, choć stosunkowo podobne do papuzich, podobnie do nich pojawiły się na akwarystycznym rynku na skutek skrzyżowania dwóch różnych gatunków ryb. Ale jest to krzyżówka zadziwiająca! Wiele wskazuje bowiem na to, że są one potomstwem pielęgnicy zebry –Archocentrus nigrofasciat (samiec) oraz pielęgnicy papuziej (samica). Aby mogły nosić one swą nieco kiczowatą nazwę młode ryb przechodzą przez procedury, do których trudno jest mieć neutralny choćby stosunek: Młode ryby poddawane są kąpieli chemicznej, która pozbawia ich skórę ochronnego płaszcza ze śluzu. Kolejna kąpiel z dodatkiem barwników pozwala na osiągnięcie pożądanego koloru ciała ryb. Całą operację kończy ostatnia kąpiel z dodatkiem składników stymulujących ponowne wytworzenie się płaszcza ochronnego. Z powodu tego procederu proces wzrostu ryb zostaje przerwany i rzadko osiągają one więcej niż 8 – 10 cm.

 

Z piany czy z dna piekieł?

Jeszcze stosunkowo niedawno piszący o pielęgnicy papuziej autorzy nie potrafili odpowiedzieć sobie jasno na pytanie, czy jest ona produktem hybrydyzacji, czy też raczej celowo pielęgnowanej mutacji. Warto przypomnieć, że z hybrydyzacją mamy do czynienia wówczas, gdy dojdzie do skrzyżowania dwóch osobników należących do różnych ras, odmian lub gatunków. O mutacji można mówić wtedy, gdy dochodzi do samoistnego pojawienia się cechy (barwy, kształtu), która do tej pory u danego gatunku nie występowała. Mutacje należą do cech przekazywanych także i potomstwu, są więc z reguł dziedziczne (poza mutacjami letalnymi, czyli śmiertelnymi). Mutacje mogą wystąpić zarówno w środowisku naturalnym, jak i też być sprowokowane przez celową działalność człowieka.

Trzy lata temu, jedno z dostępnych u nas na rynku czasopism akwarystycznych, zamieściło obszerny artykuł na temat pielęgnicy papuziej, w której autor za najbardziej prawdopodobną uznał właśnie taką teorię pojawienia się pielęgnicy papuziej – na drodze mutacji (H. Zientek, Nasze Akwarium, Nr 19, kwiecień 2001). Dziś wszystko wskazuje jednak na to, że za narodziny naszej kontrowersyjnej bohaterki odpowiedzialna jest hybrydyzacja.

Sceną, na której po raz pierwszy pojawiła się pielęgnica papuzia okazał się być Tajwan – miejsce, które nie od dziś znane jest z narodzin niezwykłej barwy mieczyków, niezwykłego kształtu gupików czy złotych rybek. To tam właśnie, pod koniec lat osiemdziesiątych, udało się hodowcom skrzyżować ze sobą dwa różne gatunki ryb, w wyniku czego na świat przyszły pierwsze papuzie. Dziś, mimo że pielęgnice te są hodowane, czy też raczej „produkowane” na wielu różnych farmach tego rejonu świata, uzyskanie informacji na temat rodziców papuziej jest niemal tak samo owiane tajemnicą, jak i dziesięć lat temu. Z wielu informacji, jakie udało mi się zebrać tak naprawdę do końca nie wynika wiele.

Zgodnie z opinią Rona Colemana rodzicami pielęgnicy papuziej mogą być Heros severus i Amphilophus citrinellu lub A. labiatus. Ale nie brak także głosów, że rodzicami papuziej był samiec Amphilophus citrinellus i samica Vieja sinspi/.

 

Gody, tarło i….. brak potomstwa

Wszystkie źródła, do których udało mi się dotrzeć jednoznacznie sugerują, że dla niewprawnego oka amatora rozpoznanie płci u pielęgnic papuzich jest praktycznie niemożliwe. Drobne różnice w ubarwieniu ryb różnej płci są niemal niezauważalne i tak naprawdę o tym, kto tutaj jest samcem a kto samicą dowiedzieć się można dopiero wówczas, gdy ryby rozpoczynają zaloty. Rozpoczęciu tego widowiska sprzyja nieznaczne podniesienie temperatury w zbiorniku oraz podmiana wody, na bardziej miękką i kwaśną (ph 7,2).

Ryby, które tworzą parę starają się jak najwięcej czasu spędzać razem. Samiec, podobnie jak ma to miejsce w przypadku wielu pielęgnic, stara się zaprezentować swojej partnerce w całej okazałości prężąc płetwy i wprawiając całe ciało w drżenie. Jeśli jest akceptowany para rozpoczyna poszukiwanie miejsca, w którym samica mogłaby złożyć ikrę. Zwykle odbywa się to na oczyszczonym, płaskim liściu, kawałku kamienia lub fragmencie korzenia, najlepiej w miejscu, które przypomina zaciszną grotę. Zdarza się także, że ryby wykopują kamieniem lub korzeniem niewielki dołek.

Pielęgnice papuzie są bardzo oddanymi rodzicami. Samica niemal nieustannie wachluje jaja zapewniając im jak najlepszy przepływ wody i dotlenienie, samiec stara się strzec terytorium wokół przyszłej matki. Przyglądając się takiemu niekłamanemu zaangażowaniu trudno jest nie odczuwać żalu patrząc jak jedno po drugim jaja pleśnieją, a rodzice nie mogą doczekać się potomstwa.

Mimo rozlicznych tropów, entuzjastycznych informacji na temat wylęgu małych papuzich w akwariach hobbystów, ani razu, w żadnym miejscu nie udało mi się natrafić na udokumentowane zdjęciami tego rodzaju sukcesy. Na jednej z anglojęzycznych stron w Internecie, poświęconej pielęgnicom papuzim znalazłam natomiast interesującą informację, sugerującą iż za problemy pielęgnic papuzich związane z płodnością, odpowiadają samce, które u hybryd tych pozostają bezpłodne. Autor strony wspomina także o niepotwierdzonych pogłoskach, wieszczących koniec tych problemów, co udaje się osiągnąć przy pomocy wstrzykiwania rybom bliżej nieokreślonego hormonu. Informacja ta jednak wydaje się być mało prawdopodobna i jak wiele jej podobnych, pozostaje raczej w sferze spekulacji, dywagacji a czasem wręcz zwykłych fantazji.

Zupełnie odwrotnie do pielęgnic papuzich, Bubble Gums i Jelly Beans rozmnażają się w akwariach bez problemu, przyczyniając się do powstania jeszcze większego zamętu wokół swoich kuzynek. Uznawane przez wielu właścicieli za pielęgnice papuzie, farbowane, kolorowe jak cukierki rybki, doczekują się licznego potomstwa, a wieści o tym wysyłane są w świat wraz z informacją o cudownym rozmnożeniu pielęgnic papuzich.

 

Opieka

Nie zachęcam żadnego akwarysty do świadomego nabywania pielęgnic papuzich. Nie jestem fanem tego typu praktyk i mam dość mieszane uczucia związane z „produkowaniem” pielęgnic papuzich. Całkowicie negatywnie oceniam natomiast procedury przyczyniające się do powstania Jelly Beans i Bubble Gums. Ale tak, jak wszystkie stworzenia, które pojawiły się na tym świecie, także i papuzie zasługują na życie w przyzwoitych warunkach. Jeśli więc, z jakichkolwiek powodów w naszym akwarium znajdzie się kilka pielęgnic papuzich, warto jest może wiedzieć, że potrzebują one co najmniej 200-litrowego akwarium, wody o temperaturze 25 – 28°C i stosunkowo neutralnym pH, oraz miejsc obfitujących w płaskie dekoracje (kamienie, liście, korzenie). Mimo, że bywają agresywne i nieobliczalne, papuzie wcale nie muszą pozostawać w akwarium same. Bardzo dobrze tolerują w zbiornikach towarzystwo niewielkich ryb rozpraszających (dither fish), zupełnie znośnie zachowują się także wobec małych zbrojnikowatych. Pod żadnym pozorem nie należy jednak zasiedlać akwarium rybami dorównującymi papuzim wielkością! Prędzej czy później staną się bowiem one obiektem ataku tych stosunkowo agresywnych ryb.

Prawidłowa opieka sprawić może, że te zdeformowane poważnie ryby dożyją sędziwego wieku. Nierzadkie są wcale doniesienia o żyjących nadal 10-letnich papuzich. Zanim jednak ostatecznie zdecydujemy się sprawić sobie takiego „towarzysza życia” postarajmy się uwierzyć, że takie właśnie „twory ludzkiej fantazji” pojawiać się będę w sklepach tak długo, jak będzie na nie popyt. Jeden z moich akwarystycznych przyjaciół zadał mi kiedyś ciekawe pytanie: „Czy naprawdę chciałabyś, aby nadszedł taki dzień, w którym w sklepach zoologicznych, zamiast ryb, których wygląd podyktowany jest tysiącami, milionami lat ewolucji, pojawiły się kolorowe hybrydy z trudem utrzymujące równowagę?” Nie, nie chciałabym. A Wy?

 

Marzenna Kielan

 

Ciekawostki

Pielęgnice papuzie wykazują ogromną podatność na chorobę „czarnych plamek” (Black Spot Disease), która z niewiadomych przyczyn atakuje te ryby częściej, niż jakikolwiek inny gatunek. Schorzenie takie nie wymaga w zasadzie leczenia i dotknięte nim zachowują swój zwykły wigor i apetyt.

 

Pielęgnice papuzie ochoczo ryją w podłożu i często robią w zbiorniku kompletny rozgardiasz. W akwarium, które stanie się dla nich domem warto jest więc sadzić jedynie te rośliny, których system korzeniowy wytrzyma temperament papuzich.