Muszlowce- moje spostrzeżenia z hodowli

[pic]
Lamprologus ocellatus .

Viktor Będkowski

W artykule tym chciałbym przybliżyć trochę inna grupę ryb, zamieszkującą – jako endemity jezioro Tanganika –muszlowce. Zaznaczam na wstępie, że podane informacje pochodzą w dużej mierze z mych własnych obserwacji, danych uzyskanych od hodowców konkretnych gatunków lub z lektury publikacji, dostępnych różnymi drogami.

Nazwa „muszlowiec” została zaproponowana przez autorów publikacji „Endemiczne pielęgnice wielkich jezior Afryki” Beatę i Krzysztofa Wiecheckich (wyd. ZG PZA 1986) i stanowi wolne tłumaczenie ich obcojęzycznych nazw i została trafnie, mym zdaniem, przyjęta przez ogół polskich akwarystów. Jest to nazwa obejmująca około dziesięciu (znanych mi) gatunków ryb, które jako schronienie lub miejsce tarła wykorzystują muszle ślimaków.

W naturalnych warunkach, do tego celu zajmują muszle mięczaków z rodzaju Neothauma lub innych. W naszych „rodzimych” akwariach z powodzeniem można je zastąpić muszlami winniczków lub z rodzaju Lanistes, z grubsza dobranych pod względem rozmiaru, do konkretnego hodowanego gatunku. Grupa muszlowców obejmuje zróżnicowane zarówno pod względem zachować, jak i wyglądu czy ubarwienia gatunki. I tak można tu jako kilku zupełnie różnych przedstawicieli tej grupy wymienić, Lamprologus callipterus, u którego różnica wielkości pomiędzy samcem a samicą może wynosić do kilku razy, Lamprologus brevis, u którego para zajmuje tę sama muszlę, czy choćby L. similis lub L. multifasciatus, które żyją koloniami, nierzadko kilkupokoleniowymi czy choćby Altolamprologus calvus – typowego drapieżcę o odpowiednim do tego wyglądzie, który również do optymalnego rozrodu wymaga muszli. Zdaje sobie sprawę, że nie są one tak barwne jak przedstawiciele rodzaju Tropheus, lecz mym zdaniem, rekompensują w całości ów brak urody swym zachowaniem.

Osobiście hoduję L. ocellatus („Muszlowiec wielkooki”) i to na jego przykładzie przytoczę dalsze zachowania. Każdy z gatunków ma jswoje właściwe, typowe dla siebie zachowania. Pierwsze, czego L. ocellatus, który jest „rybcią” dorastającą do ok. 5 cm wymaga do normalnego życia  drobny piasek o granulacji poniżej 1 mm rozmieszczony na dnie w dość grubej warstwie (nawet do 4 – 5 cm) oraz puste muszle ślimaków. Dla tego gatunku najlepsze są muszle popularnych winniczków, chyba, że jest możliwe przywiezienie oferowanych w zachodnich firmach muszli ślimaków rodzaju Neothauma. Zamawianie wysyłkowe do jednostkowych hodowli nie jest opłacalne z uwagi na koszty wysyłki w porównaniu do cen samych muszli.

Dla jednej pary „Ocellatusków” wystarczy w zupełności zbiornik 30l. Pełnię zachowań można jednak zaobserwować, hodując razem jednego samca i dwie, trzy samice w odpowiednio większym zbiorniku. Wysokość zbiornika jest sprawą drugorzędną, z uwagi na pilnowanie przez dorosłe osobniki swych rewirów wokół muszli. Najważniejsza jest natomiast powierzchnia dna, pokrytego piaskiem, na której kładziemy muszle w ilości co najmniej 2 na 1 rybę. W „większych” (tzn. pow. 100l) zbiornikach można ułożyć kryjówki z kamieni, które posłużą „młodym i prześladowanym”. Nie trzeba się obawiać, ze muszle te będą wyglądały „kiczowato”. W ogóle nie będą „wyglądały”, ponieważ Ocellatusy po aklimatyzacji natychmiast przystąpią do ich zakopywania, pozostawiając jedynie wejścia, lub zasypując je całkowicie. Przy podanej przeze mnie liczbie muszli i wieku np. 5-6 miesięcy zajmie im to co najwyżej dobę + czas na ochłoniecie po podróży. Jeśli ktoś lubi, może zdecydować się na posadzenie w zbiorniku roślin np. Anubiasów, przy obłożeniu okolicy korzeni większymi kamieniami.

L. ocellatus dojrzałość osiągają po ok. 7-9 miesięcy, choć pełną opiekę nad potomstwem i pełną liczbę młodych w miotach przejawiają w wieku 11-12 miesięcy. Płeć można rozpoznać po rozmiarach, nawet u młodzieży samice są wyraźnie mniejsze, a także po subtelnych różnicach ubarwienia brzegu płetw grzbietowej i brzusznej. Tarło ma miejsce w muszli. Młodych w miocie może być od 5-10 (pierwsze mioty), do 15-20 (późniejsze). Mówię tu o młodych opuszczających muszlę po wylęgu. Zgodnie z literaturą liczba składanych ziaren ikry dochodzi nawet do 30-40 sztuk, ale całym problemem jest tu uchwycić czas pojawienia się narybku i podawanie mu odpowiedniego pokarmu, tj. naupliusów Artemii lub „nicieni mikro” (Panagrellus sp). Samica, przy braku niezbędnego spokoju w otoczeniu zbiornika może opóźnić wypuszczenie młodych z muszli, czyniąc to już dawno po resorpcji pęcherzyków żółtkowych, kiedy na pierwsze karmienie pozostało niewiele czasu.

Do tarła dochodzi co ok. 4- 6 tygodni. Wówczas to dotychczasowe „maluchy” są przeganiane z otoczenia muszli i rozpoczynają „własne życie”. Ciekawie wygląda okres, w którym ryby dobierają się w pary (ok. 6-7 miesięcy), wtedy to dochodzi do „walk” samców o miano tego jedynego „godnego”. Trzeba to zobaczyć. Strosząc płetwy i skrzela, potrafią pływać np. głową dół, pionowo, aby wywołać poważniejsze wrażenie, lub zaciekle atakować dłoń podczas poprawiania czegokolwiek w zbiorniku. Walki rzadko kończą się czymś poważniejszym od skaleczonej płetwy, lecz w chwili, gdy pierwsza samica podejdzie do tarła, samiec nie będzie już tolerował w swym otoczeniu innego „w zasięgu wzroku”, czyli jak sprawdziłem ok. 0,5 m i to niezależnie ile muszli mu pozostanie. Wówczas to należy odłowić „przegranego” samca i ewentualnie nie zaakceptowane samice i przenieść je do innego zbiornika. Czasem trudno jest, przy pierwszym tarle, zauważyć, „którego to sprawka”, lecz podpowie sama samica. Tego jednego samca będzie ona tolerowała, co najwyżej chowając się częściowo w muszli i wachlując płetwami (co jest również oznaką odbytego tarła, oprócz atakowania palca przyłożonego do szyby). Samice raczej pozostają domatorkami i pilnują muszli z małymi lub podrostkami, podczas, gdy samiec czasem patroluje cały teren. W pełni dorosłe samice wykazują ciekawe w obserwacji zachowania, kiedy pojedynczo łapią odpływający od muszli narybek, pakując go z powrotem do jej wnętrza.

Po tarle, moim zdaniem nie należy odławiać i przenosić narybku, a dopiero młode w wieku ok. 1 miesięca. Do tego czasu samica się nimi opiekuje, a samiec toleruje do tego stopnia, ze niektóre z maluchów, mieszkają w jego muszli, którą zajmuje w strategicznym punkcie – blisko samicy/samic i tak aby widzieć maksymalnie dużą powierzchnię.

Żywienie dorosłych nie jest skomplikowane – są właściwie wszystkożerne. W naturze żywią się drobnymi zooplanktonem lub drobnymi skorupiakami dennymi. W akwarium można je karmić oczlikiemi, rozwielitką, większymi stadiami Artemii lub larwami wodzieni. To z żywych, z mrożonek najlepszy jest oczlik. Nie polecam używania mrożonych mieszanek dla pielegnic – zbyt zanieczyszczają wodę. Z suchego pokarmu chętnie zjadane są wszelkie płatki, lecz nie granulaty – po prostu Ocellatusy lubią pokarm mokry, nasiąknięty wodą i jednocześnie unoszący się w toni, lub lepiej nad dnem, lecz nie leżący na nim. Granulaty tego nie zapewniają. Płatki przed podaniem trzeba pokruszyć. Czasem można podać suchy pokarm roślinny. (Żywych roślin jak takich nie jedzą – nawet nie ruszą)

NIE UŻYWAĆ RURECZNIKA (TUBIFEX) lub ochotki. Jeśli ktoś chce wiedzieć dlaczego, niech spyta kogoś szczerego, z jakich zbiorników ten „pokarm” jest poławiany, Najbardziej ekonomiczne do połowu tych żyjątek są zanieczyszczone kanały, nie rzadko ściekami przemysłowymi.

Co jeszcze można dodać? Lubią spokój, choć nie są przesadnie płochliwe. Zależy to od konkretnego osobnika. Jedynie samice pilnujące narybku „chowają” go natychmiast, zasłaniając własnym ciałem muszlę, gdy spostrzega bardziej natrętnego obserwatora. Oświetlenie niezbyt jasne; jedna świetlówka 18W na 100l, to aż zbyt dużo, temperatura wody 25-27 o C

Jak wyglądają, dość trudno opisać, lepiej zobaczyć. Co prawda z pewnością nie napisałem wszystkiego, lecz nie chciałem zanudzać nadmiernie.

Z pozdrowieniami – Viktor Będkowski