Tanganika inaczej. Część II

Synodontis sp. cfr. dhonti dwarf

 

Kontynuując opowieść o mojej przygodzie i perypetiach związanych z zakupem i opieką nad tanganickimi sumikami, chciałby zwrócić uwagę na przeszkody, które napotkałem. Przede wszystkim był to brak rzetelnych informacji, ale chyba największy problem sprawiały mi informacje fałszywe, nie zawsze można je rozpoznać na pierwszy rzut oka.

W mojej świadomości funkcjonował stereotyp suma – samotnika, tak mówi się o nich często wśród akwarystów, taki wzorzec funkcjonuje na rodzimych akwarystycznych forach i grupach dyskusyjnych… a może to nieprawda? Może to ryby stadne? Zacząłem uzupełniać informacje pod tym kątem. Z pomocą przyszli mi p. dr Marta Mierzeńska i mój kolega, wielki miłośnik sumokształtnych – Daniel Miłaczewski, okazało się też, że cennymi informacjami dysponuje też serwis plenetcatfish.com.

To, czego się dowiadywałem, dawało do myślenia i skłaniało do kolejnych eksperymentów.

[pic]

 

2005-04-14, godz. 19.52

J.G.

Od jutra zaczynam się nad nimi znęcać 😉
Dziś ryby nic nie jedzą, dostaną dopiero jutro po południu.
Zarządziłem powrót do dawnych zwyczajów żywieniowych (chodzi o czasy, kiedy w akwarium nie było jeszcze sumów) – raz w tygodniu głodówka, karmienie nie po zmroku, tylko przy świetle, za dnia.
Chcę zobaczyć czy sumy są bardziej żarłoczne, czy bardziej strachliwe.
Skubane, cały boży dzień spędzają w kamieniach, takie ładne a tak mało je widać. To ma być próba wywabienia ich z ukrycia.
Oczywiście mam jeszcze resztki sumienia – jeśli po tygodniu stwierdzę, że sumiki nie jedzą, wieczorny posiłek powróci do grafika. Wtedy będę obmyślał inny sposób na nie.
Ja wiem, że to sumy, a nie wszędobylskie trofcie, mają inne charaktery i zwyczaje, ale chciałbym je nieco częściej widywać, z tego, co czytałem – jest to możliwe.
Może też potrzeba tu czasu, jeśli tak – dam im czas, to nie problem, w rzeczach wymagających cierpliwości, staram się być cierpliwy, oczywiście z różnym skutkiem, jak to w życiu 🙂
Coraz bardziej kusi mnie myśl dokupienia im towarzystwa (1-2 ryb), zbiornik może nie największy, ale też nie ostateczny. Sam nie wiem…

Coraz częściej moje obiekcje, co do trzymanie sumików w małych grupach wydawały się być zasadne.

2005-04-14, godz. 20.08

M.i R. M.

Moje zachowują się zupełnie inaczej niż Twoje. Zresztą sam zobaczysz i zadecydujesz co zrobić.
Moje jak mnie widzą to wypływają skąd się da i pożerają wszystko. To trzeba zobaczyć….
Moje są aktywne w dzień i jedzą w dzień.
Są z tymi wielkoludami (Mowa o S. nigromaculatus) i… Super to wygląda.

Cóż miałem odpowiedzieć?

2005-04-14, godz. 20.30

J.G.

No widzisz, Twoje są aktywne w dzień, hmm… Może to towarzystwo trofci jednak nie za szczęśliwe, ale to chyba nie to, one się nie boją trofeusów…
Mam nad czym myśleć.
Jeżeli znasz dobrze innych ludzi, do których poszły pozostałe petricole z pierwszej dostawy, popytaj jak się zachowują, z jakimi rybami pływają, takie tam różne…

Drążyłem dalej:

2005-04-20, godz. 07.23

J.G.

[…] Znalazłem właściwie jedną dość ciekawą rzecz, na jednej ze stron rosyjskich, na której są opisy przykładowych obsad do średniej wielkości zbiorników, zalecają trzymanie petricoli w ilości 3-6 osobników…
Tak jak pisałem, na razie będę się musiał wstrzymać z zakupami, chwilowe niedostatki finansowe, ale docelowo postanowiłem dokupić 2, może 3 sztuki Synodontów. Właściwie rzecz jest postanowiona, potrzebuję tylko trochę czasu. Myślę, że dopiero wtedy będę mógł powiedzieć coś o naturalnym zachowaniu petricoli w trofeusowym akwarium […]

Mój zachwyt rodziną Mochokidae stawał się zaraźliwy.

2005-04-20, godz. 16.02

M.i R. M.

[…] To naprawdę bardzo śmieszne rybki.
Jakieś pół roku temu powiedziałam Robertowi, ze takich brzydali jak synodonty nie będziemy sprowadzać. Gdyby nie Ty i Twoje zamówienie, nigdy bym ich nie sprowadziła, a byłaby to ogromna szkoda.

W dniach 23-24 kwietnia przebywaliśmy z żoną w Krakowie. Tym razem nie mieliśmy w planach zakupu ryb, zapędy akwarystyczne ograniczyliśmy do oglądania akwarii w firmie Tropheus-Tanganika i długich rozmów z właścicielami tejże firmy. Tamtejsze sumy faktycznie zachowywały się inaczej, lepiej, były bardziej śmiałe, ale pływały bez trofeusów i w sporej grupie. Nie wiedziałem, który z tych dwóch czynników tak dobrze na nie wpływa. A może żaden z nich? Może to jeszcze coś innego? Wiedziałem, że nie wolno mi wysnuwać pochopnych wniosków na podstawie zaledwie kilkugodzinnych obserwacji.

W pewnym momencie zadzwonił do mnie kolega z mojego miasta prosząc o przywiezienie jednej samiczki z posiadanego przeze mnie gatunku synodontów. Na nic zdały się perswazje, tłumaczenie, że według mojego obecnego stanu wiedzy jest to ryba stadna i kupowanie jednego osobnika jest po prostu głupie. Pomysł tego człowieka, wydał mi się tym bardziej dziwaczny, że do tej pory uważałem go za wytrawnego akwarystę, wcześniej niejednokrotnie korzystałem z jego rad i pomocy. W jego słowach zacząłem węszyć podstęp i… nie pomyliłem się.

Po powrocie do Bydgoszczy ryba pozostała w moim posiadaniu – był to prezent od wspomnianej osoby! Ale się cieszyłem!

W taki oto sposób stadko synodontów powiększyło się o jednego osobnika, ryby nieznacznie się ożywiły. Miałem ich już trzy. Dzisiaj powiedziałbym – tylko trzy, ale nie wyprzedzajmy faktów.

25-ego kwietnia ukazał się artykuł Daniela Miłaczewskiego „Synodontisy Tanganiki”. Większość zawartych w nim informacji była mi znana, niektóre okazały się nowe. Przyglądałem się zdjęciom sumów zamieszczonym przez autora, szczególnie tym przedstawiającym petricole.

2005-04-25, godz. 21.48

J.G.

Co do opisów i zdjęć sumów – nie stoją one w sprzeczności z tym co wiemy, cały czas sądzę, że mamy petricole, a ten biały promień może być cechą osobniczą, (mniej prawdopodobne, że jest on związany z wiekiem suma lub miejscem występowania).
W części dotyczącej identyfikacji i rozróżnienia gatunków Daniel potraktował sprawę skrótowo, konia z rzędem temu, kto na podstawie jego opisów rozróżni Synodonty.

Tak, okazało się, że niektóre gatunki różniły się… kształtem wyrostka zaskrzelowego, lub odcieniem plamek pokrywających skórę. Może trochę przerysowuję problem, ale różnice naprawdę były znikome, dla mnie – nie do wychwycenia. Jeśli ktoś interesował się bliżej problemem taksonomii tanganickich sumików – wie, o czym mówię.

W kolejnych listach dawałem upust swojej frustracji.

 

2005-05-01, godz. 21.45

J.G.

W co ja się wpakowałem… Pogmatwana systematyka u trofci to bułka z masłem w porównaniu z sumokształtnymi.
Identyfikacja gatunku po jakimś wyrostku zaskrzelowym, (którego kształt być może zmienia się z wiekiem, nikt tego nie wie), kompletny brak naukowych dokumentacji, bzdurne zdjęcia na […] renomowanych serwisach […], to dla mnie jakiś kosmos.
A najciekawsze jest, że coraz mocniej mnie to wkręca.

Problem identyfikacji ryb, ich przynależności gatunkowej, intrygował również moich znajomych.

 

2005-05-13, godz. 16.03

M.i R. M.

A te synodonty petricole var dwarf to chyba doprowadzą mnie do białej gorączki. Bardzo nie lubię wiedzieć, co mam. Codziennie je teraz oglądam czy coś urosły czy  nie i nic. Niech ten Daniel przyjedzie i je oznaczy – oczywiście jak się da… Nasi z Zambii twierdzą, że to petricole. Oni maja takie w Zambii i koniec. Teraz to ja już naprawdę nic nie wiem…
Wiem, że są bardzo słodkie i śmieszne… Ale drażni mnie niepewność.

Artykuł Daniela Miłaczewskiego i wiele innych zdobytych w tym czasie informacji spowodowało, że nabrałem pewności w jednej sprawie – ja nie mam petricoli!

Ale w takim razie – co mam? Wygląd żadnego z opisanych gatunków nie pasował do moich pupili. Na jednym z anglojęzycznych forów przeczytałem, że pewna osoba, posiadająca zresztą dużą wiedzę o sumowatych, zakupiła kilka osobników S.dhonti. Po latach ryby nie osiągnęły spodziewanych rozmiarów, właściwie prawie w ogóle nie rosły, ich sklasyfikowanie nie było wcale tak oczywiste jak w momencie zakupu. Zjawisko karlenia nie wchodziło raczej w grę, domniemane dhonti, w ilości kilku sztuk mieszkały w dużym zbiorniku, o ile mnie pamięć nie zawodzi, było to tysiąc litrów. Wyglądało na to, że wcale nie były to osobniki młode, lecz dorosłe ryby nieopisanej odmiany. Pomyślałem, że być może ja mam te same sumy, niestety do dziś dnia nie udało mi się wymienić zdjęć w celu porównania, może jeszcze to zrobię.

W tym samym czasie docierały do mnie informacje, że najprawdopodobniej wiele jeszcze tanganickich synodontisów czeka na opisanie.

Pojawiła się potrzeba nazwania moich sumów, nie mogłem ciągle o nich pisać, czy mówić per niezidentyfikowany gatunek. Z powodu podobieństwa do S.dhonti, ale sporo mniejszych rozmiarów, nieprzekraczających 11-12 centymetrów, zdecydowałem się na użycie nazwy Synodontis sp. cfr. dhonti dwarf, mówiąc po ludzku – gatunek podobny do dhonti, forma karłowata. Cóż, nie jest to może nazwa łatwa do użycia w mowie potocznej, ale lepiej taka, niż żadna.

Pomiędzy czwartym, a ósmym lipca przebywaliśmy z żona i dziećmi na krótkim urlopie w Krakowie. Przed wyjazdem zapadła decyzja o dokupieniu sumów. Myślałem o czterech osobnikach, razem byłoby ich siedem. To już coś. Z Krakowa przywieźliśmy nie cztery, a pięć sztuk. Nasi przyjaciele najwyraźniej zorientowali się, jaki prezent ucieszy mnie najbardziej – dostałem od nich jednego osobnika dodatkowo! Dzięki temu dzisiaj w sumowym akwarium pływają już dwa „prezenty”.

Korespondencja trwała.

2005-07-09, godz. 01.37

J.G.

Ryby właśnie wpuściliśmy[…]Aga (mowa o mojej żonie) stwierdziła (jak na wytrawną akwarystkę przystało), że ja g…. się znam na urządzaniu zbiornika dla sumów i zrobiła go (a raczej zarządziła, bo robiłem ja) po swojemu, a prawdę mówiąc po Twojemu Robercie – tak mniej więcej jak u Was w firmie.

Moja wyrabiająca się akwarystycznie żona zajęła się nowa aranżacją zbiornika. Owszem, kryjówki pozostały, ale były tak zrobione, żeby sumiki czujące „dach nad głową” było widać. Wspomniany dach tworzyły (i tak jest po dziś dzień) duże łupki paskowca.

Myślę, że poza powiększeniem stada, niebagatelny wpływ na ośmielenie się sumików miała jeszcze jedna zmiana w akwarium. Trofeusy osiągały dorosłe rozmiary, robiło się ciasno i wydałem dubois, a to właśnie one najbardziej dawały się we znaki synodontom.

W sposób szczególnie przykry dla moich ulubieńców zachowywał się samczyk dubois, atakując je podczas jedzenia.

2005-07-10, godz. 10.19

J.G.

Nasza teoria o „stadności” synodontów wydaje się być zasadna. Teraz zachowują się zupełnie inaczej – te ryby są aktywne i jest je widać!!! Dzisiaj dostały jeść. […]Nie bez znaczenia jest pewnie ta nowa „estakada” z trzech dużych łupków, zrobiona tak by sumy miały coś nad głowami, a jednocześnie byłoby je widać. Jestem bardzo zadowolony, ryby chyba też 🙂 Niewykluczone, że nie są to ostatnie sp. donthi, jakie u Was kupiłem… To zależy od kilku spraw.
Cały czas nie wiem, czy można polecać te sumiki jako towarzystwo dla trofci, teraz u nas te dwa rodzaje żyją w zgodzie, czasem na chwilę korzystają ze wspólnych kryjówek, nikt nikogo nie atakuje, nie przegania, ale z maswą było inaczej.
[…] błędem jest kupowanie pojedynczych osobników, par, czy bardzo małych grup. Wydaje się, że te moje 8 ryb to coś koło minimum.
Coraz więcej interesuje się nimi Agnieszka, to ciekawe – ona nie ma pojęcia o akwarystyce, ale ma świetne podejście do ryb (i innych bydląt), tak jakby zgadywała ich potrzeby i porozumiewała się z nimi jakimś nieznanym zmysłem 🙂

Jeszcze raz bardzo dziękuję za tego sprezentowanego sumika.

2005-07-10, godz. 10.37

M.i R. M.

Cieszy mnie, ze stadko sumików inaczej się zachowuje. Czy były jakieś przepychanki między nowymi a starymi? Bardzo jestem ciekawa.

2005-07-10, godz. 10.56

J.G.

U naszym sumików drobne przepychanki są. Szukają najlepszych miejsc i coraz to któryś któregoś przegania, ale to nic groźnego, nawet fajnie wygląda. Czy stare przepychają się z nowymi? Nie wiem, bo teraz tylko jednego z tych starych odróżniam na pewno, pozostałe dwa pomieszały mi się z nowymi i już nie wiem, które są które.

12-ego sierpnia na jednym z serwisów internetowych znalazłem fotografię ryby do złudzenia przypominającą moje sumy. Opis pod zdjęciem – Synodontis spec. Nabierałem coraz większego przekonania, że moje ryby to forma naukowo nieopisana.

W połowie sierpnia napisał do mnie Daniel Miłaczewski z pytaniem czy myślę o rozmnożeniu sumów. Owszem, myślałem już wtedy o tym, choć nie wypowiadałem swoich myśli na głos. Nie był mi znany ani jeden przypadek naturalnego rozmnożenie dhonti w warunkach sztucznych, z petricolą i innymi tanganickimi sumikami było niewiele lepiej, udane tarła to przypadki incydentalne.

Wspólnie z przyjaciółmi zastanawialiśmy się nad zastosowaniem naturalnych czynników stymulujących tarło u tych trudnych w rozmnażaniu ryb. Rozpoczął się kolejny etap przekopywanie zasobów internetowych i wszelkich możliwych źródeł, tym razem już nie pod kątem „trzymania” moich ryb, czy ich identyfikacji, teraz próbowałem zdobyć informacje o rozmnażaniu gatunków podobnych.

Wpadły nam w ręce teorie o wzajemnym stymulowaniu się ryb za pomocą substancji pochodzenia hormonalnego. Są akwaryści, którzy w celu otrzymania potomstwa u gatunków trudnych w rozmnażaniu, hodują w tym samym zbiorniku ryby bardzo płodne.

Zacząłem też brać pod uwagę zmianę diety. Prawdopodobnie, aby rozmnożyć synodonty, niezbędne jest zwiększenie w karmie udziału składników pochodzenia zwierzęcego. Nie było to jednak możliwe w obecności trofeusów. Postanowiłem przemyśleć kwestię osobnego domu dla sumow. No, prawie osobnego – poza nimi mieli tam zamieszkać łatwo rozmnażający się mięsożercy.

Wybór padł na Ctenochromis horei.

We wrześniu nadarzyła się okazja do realizacji zamierzeń – rozpoczęliśmy z żoną wcześniej planowany remont pokoju, w którym stoją akwaria.

Wszystkim zbiornikom, również temu z sumami, nadaliśmy inny wygląd. Ograniczyliśmy ilość dekoracji, nie ma teł na tylnych szybach, akwaria stanęły w pobliżu okna. W ten sposób widzimy ryby przez większą część dnia bez potrzeby korzystanie z jaskrawego sztucznego oświetlenia. Ryby wydają się być z tych zmian zadowolone.

Po kilku tygodniach zmagań akwarystyczno-remontowych napisałem:

2005-09-14, godz. 13.46

J.G.

Po raz pierwszy nie wyjdziemy na trasę Tour do Pologne – chłopaki, jak co roku przejeżdżają przez Bydgoszcz i kończą tu etap. My przenosimy sumy…

Synodonty otrzymały nowe lokum, zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami – „rybami do towarzystwa” stały się ctenochromisy. Choć tu muszę przyznać, że te przepiękne drapieżniki zaczęły mnie interesować same w sobie, ale to na marginesie.

Moje horei nie są dzikie, to pierwsze pokolenie urodzone w niewoli, są jeszcze młode, ale podejrzenie o łatwość rozrodu wydaje się być niepozbawione podstaw – dwie małe, kilkumiesięczne zaledwie samiczki właśnie noszą w pyskach młode…

Czy te niezwykle płodne ryby pobudzą to tarła sumiki? Czy tarła będą udane? Mam nadzieję, że tak. A może ktoś inny korzystając z moich doświadczeń, nie trwoniąc czasu na wyważanie otwartych już drzwi, rozmnoży tanganickie sumy? Zobaczymy…

[pic]

Korzystając z okazji chciałbym jeszcze zakcentować sprawę stereotypów, z jakimi spotkałem się podczas zbierania materiałów o tanganickich sumokształtnych.

Chodzi mi o takie kwestie jak „sum – samotnik”, czy „synodontis – agresor”. Jak pisałem wcześniej – nie wiem skąd biorą się te pojęcia. Może to współczesne mity, których zadaniem jest tłumaczenie tego, co niezbadane? Pewnie w sytuacji, gdy któryś z mieszkańców akwarium zostanie poturbowany, najprościej jest zrzucić winę na rybę, o której zachowaniu wiemy najmniej – w ty przypadku – na suma. Zapewne zamiast poświęcić czas na obserwację synodontisów w celu poznania ich potrzeb, czy preferencji, łatwiej jest potraktować je jako oryginalną dekorację i uznać, że pojedynczy osobnik świetnie sobie radzi.

Poświęciłem swoim Synodontis sp. cfr. dhonti dwarf ostatnie pół roku. W akwarystyce nie jest to długi okres czasu, wielu rzeczy nie wiem i o wielu może nigdy się nie dowiem. Sumiki cały czas mnie zaskakują, udowadniają, że muszę zweryfikować to, co myślałem o nich wczoraj. Wiem jedno – lepiej jest przyznać się do niewiedzy, niż szerzyć dezinformację w postaci nieprawdy, czy zbytnich uogólnień.

Co do wspomnianych stereotypów – zadaję im kłam. Nie znam ryby łagodniejszej od moich wąsaczy, nie znam też drugiej takiej, która przejawiałaby tak wielkie różnice w zachowaniu w zależności od wielkości stada.

W chwili obecnej sumiki swoim zachowaniem wydają się potwierdzać, że odseparowanie ich od nadzwyczaj aktywnych, energicznych i wszędobylskich trofeusów, było decyzją słuszną. Większość czasu spędzają w okolicy kryjówek, chyba taka ich natura, nie oznacza to jednak, że nie są widoczne – z zaciekawieniem przyglądają mi się przez szybę. Czasem nie wiem, kto kogo właściwie obserwuje?

A w godzinach wieczornych, gdy w pokoju jest jasno, ale nie pali się już lampa nad zbiornikiem, wyprawiają prawdziwe harce. Widok szusującej w toni bandy synodontów jest trudny do pisania. To trzeba zobaczyć.

Wszystkie fragmenty mojej korespondencji prowadzonej z pp. Martą i Robertem Mierzeńskimi są autentyczne, nic w nich nie upiększałem, nie poprawiałem błędów, o ile tylko nie utrudniały one zrozumienia treści. Również podane daty i godziny odpowiadają faktom.

 

Jarosław Grejczyk